Nie
odpowiedział od razu na moje pytanie. Bezceremonialnie wciągnął mnie do wnętrza
samochodu i nie dbał o nic. Nie obchodziły go moje ewentualne plany, które
przecież mogłam mieć. Nie pytał czy zdałam egzamin, bo na dobrą sprawę nie
powinien się tym nawet przejmować. Co gorsza nie chciał wiedzieć, czy planuję
najbliższych kilka godzin spędzić w jego towarzystwie. Najwidoczniej uważał, że
w moim obowiązku jest oddanie mu tego, co sama zabrałam poprzedniego wieczora.
Nazywają to cennym czasem, którego do tej pory miałam aż w nadmiarze. I nie
powiem żeby to „porwanie” mi przeszkadzało. Nie chciałam wracać do mieszkania,
w którym z całą pewnością czekał na mnie brat oraz wszystkowiedząca
przyjaciółka. Oni już zaplanowali moje życie. Bartek by oznajmił, iż walizki
zostały spakowane i wyjeżdżam razem z nim do Bełchatowa. Nela natomiast
wydzierałaby się na mnie do wieczora. W prawieniu dalszych morałów nie
przeszkadzałoby nawet zdarte gardło. Nie, nigdzie się nie spieszyłam, a on
musiał o tym doskonale wiedzieć.
Przeszkadzało
mi, że stałam się tak otwartą osobą. Jeszcze kilka dni temu nikt nie potrafił
zagłębić się w moim umyśle. Otaczałam się niewidzialnym murem, przez który
pozwalałam się przebić jedynie mojej przyjaciółce. I to też nie do końca.
Wiedziała jedynie o tym, o czym chciałam by wiedziała. Nie miała pojęcia o
czarnych myślach, kłębiących się w mojej głowie już od dłuższego czasu. Nigdy
nie poznała prawdziwego oblicza Pauli Kurek. Wierzyła, że jestem jedynie
grzeczną dziewczynką, która w swoim życiu ma wielkie szczęście, a każdą porażkę
bierze na barki i idzie dalej z większym bagażem. A Pierre? Pierre przejrzał
mnie w kilka godzin. Odkrył to ukryte oblicze i, co gorsza, obalił starannie
układany mur. Obnażył moje słabości, a ja mu na to pozwoliłam.
Po
kilkudziesięciu minutach znalazłam się ponownie w mieszkaniu Wilkołaka. Nie
planowałam tego. Właściwie, to do środka zaciągnął mnie siłą. Nie miałam ochoty
na powtórkę z rozrywki tego wieczora. Nie powiem, żebym czegoś żałowała. To był
najlepszy seks w moim życiu. Coś jest w tych wszystkich opiniach mówiących, że
Francuzi są doskonałymi kochankami. Miałam okazję doświadczyć tego na sobie.
- Spokojnie, nie będę robił nic,
na co nie masz ochoty. – Pierre uśmiechnął się figlarnie, przyszpilając mnie
spojrzeniem do ściany, przy której stałam. Poczułam się trochę niezręcznie. –
Myślę, że potrzebujesz szczerej rozmowy.
- Już rozmawialiśmy.
- Jedna sesja z doktorem Pujolem
to zdecydowanie za mało – stwierdził z kuchni, prawdopodobnie przegrzebując
właśnie zawartość jednej z szafek.
Zajęłam
miejsce na kanapie, na której to poprzedniego wieczora powoli się otwierałam.
Ujawniłam najskrytsze pragnienia, ale zgrabnie pomijałam ten najistotniejszy
temat. Nie lubiłam opowiadać o nieudanych historiach miłosnych. Miałam wtedy
wrażenie, że jestem bohaterką jednej z tych beznadziejnych komedii
romantycznych. Dziewczyna zwierza się ze swoich problemów przystojnemu
chłopakowi, który okazuje się w niej zakochany bez pamięci i zadowolony jest z
tych wszystkich zakończonych związków. Ale to zdecydowanie nie był Pierre. On
nic do mnie nie czuł, prócz zwykłej litości. A ja? Ja nie chciałam nic czuć.
Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu pragnęłam jedynie umrzeć. Odejść na
zawsze w zapomnienie mając nadzieję, że chociaż przez chwilę ci, którzy przysporzyli
mi cierpienia zaczną żałować. Siedząc na tej kanapie doszłam do zaskakującego
wniosku. Ich by to nawet nie obeszło. Przyszliby na pogrzeb, uronili kilka
sztucznych, wymuszonych łez i wrócili do swojego życia.
- Kawa dla pani – oznajmił
Francuz, stawiając przede mną filiżankę z gorącym napojem. To zabawne, jak w
jednej chwili człowiek może zmienić swoje nastawienie. – Gotowa na szczerą
rozmowę?
- Nie.
- W takim razie może powinienem
zaproponować coś mocniejszego?
Natychmiast
poderwał się z fotela, w którym już zdążył się rozsiąść i zaczął przeszukiwać
barek. Moje protesty były zupełnie zbędne. Zwyczajnie ignorował każde słowo,
które powiedziałam. Pomyśleć, że to właśnie jemu miałam zacząć się zwierzać.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ujmując w dłonie filiżankę. Biło od niej
przyjemne ciepło, a aromat świeżo parzonej kawy przyjemnie drażnił nozdrza.
Nawet nie zorientowałam się kiedy Pierre powrócił na swoje miejsce, uprzednio
stawiając na stoliku butelkę wódki.
- A teraz?
- Co?
- Powiesz coś więcej?
Pokręciłam
przecząco głową. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot sprawiając, że czułam się
naprawdę nieswojo, a na policzki wkradły się dwa rumieńce. Próbowałam je w
jakiś sposób zasłonić, ale te próby nie zdały się na nic. Pierre stwierdził, że
wyglądam tak całkiem uroczo.
- Pierre, czego ty ode mnie
chcesz? – Westchnęłam, przeczesując palcami grzywkę, która uparcie opadała na
oczy. – Uratowałeś mnie, jesteś bohaterem, ale nie oczekuj, że będę teraz
pieprzyć się z tobą codziennie tylko dlatego, że powinnam być ci za coś
wdzięczna. Bo nie jestem. Nie potrzebowałam twojej pomocy.
- Na tym dachu wyglądało to
trochę inaczej – odpowiedział bezbarwnym tonem, w dalszym ciągu nie spuszczając
ze mnie wzroku.
- Dobrze wiesz, że jeśli tylko
zechcę, to spróbuję kolejny raz.
- Nie dopuszczę do tego.
Jego
pewność siebie była godna podziwu. Nie emanował już tym samym entuzjazmem co
jeszcze pięć minut temu. Oddychał miarowo i spokojnie. Zupełnie tak, jakby w
myślach liczył do dziesięciu, próbując się przy tym opanować. Nie rozumiałam
go. Nawet nie próbowałam. W dalszym ciągu był dla mnie zupełnie obcym facetem,
z którym spędziłam jedną noc. Uratował mnie, zawiózł do szpitala, przypilnował
by nic mi się nie stało. Obiecał pomoc w zemście, na którą nie miałam w tej
chwili siły. Chciałam poznać ten sprytny plan, ale nie mogłam sobie obiecać, że
wcielę go w życie.
- Nie spędzasz ze mną całego
dnia. Nie możesz mnie kontrolować.
- Jeśli zajdzie taka potrzeba, to
się tutaj przeprowadzisz.
- Żartujesz.
- A wyglądam na dowcipnisia?
O
nie, zdecydowanie nie wyglądał.
Nerwowo
zagryzając dolną wargę uważnie chłonęłam każdy szczegół jego twarzy. Był
niesamowicie przystojny. Nawet chłód w oczach przyprawiał o motyle w brzuchu, a
serce rwało się do szaleńczego biegu. Ale prócz wyglądu było coś jeszcze, co
mnie do niego przyciągało. Tajemnica. Ukrywał coś nie tylko przede mną, a całym
otaczającym go światem. To jego mur był nie do przebicia. Sztukę manipulowania
ludźmi prawdopodobnie miał opanowaną do perfekcji. Grał niczym zawodowy aktor,
a przecież był tylko zwykłym… No właśnie. Kim był Pierre Pujol?
- To zaskakujące, że mając
siatkarza za brata, nie byłaś w stanie mnie z nim powiązać – zauważył z
ironicznym uśmiechem. Powoli chłonęłam te słowa, nie mogąc uwierzyć.
Rozejrzałam się po mieszkaniu. W kącie leżała piłka do siatkówki. Na podłodze
leżała para stabilizatorów. Francuz ponownie podniósł się ze swojego miejsca i
podszedł do mnie. Jego szorstkie dłonie ujęły moje policzki.
- Nie interesuję się siatkówką –
wyszeptałam prosto w jego usta.
- Popracujemy nad tym.
To
nie był sen. Pierre obsypywał pocałunkami każdy odsłonięty skrawek mojego
ciała, a ja pragnęłam więcej. Czułam, że powoli się od niego uzależniam.
W Bydgoszczy było cudownie! Teraz czekam na Katowice, nadrabiając w międzyczasie zaległości u Was.
Pierre jest coraz bardziej tajemniczy i coraz bardziej podniecający. Myślę, że na Paulę działa podobnie chociaż ona ciągle nie chce mu powiedzieć co tak na prawdę stało się w jej życiu. Może to byłby pomysł i spsosób na rozpoczęcie życia na nowo!
OdpowiedzUsuńhttp://mynieistniejemy.blogspot.com/
Tak Pierre jest tajemniczy i umie manipulować ludźmi. Dobrym przykładem jest Paula, która nie jest w stanie się mu oprzeć. Cały czas zastanawia mnie co takiego on ukrywa i dlaczego chce jej pomóc??
OdpowiedzUsuńOCH, jak ja lubię tego Pierra, no nawet bardzo, bardzo, ;*
OdpowiedzUsuńPierre działa na Paulę jak narkotyk, powoli uzależnia ją od siebie. Pytanie tylko po co to robi? Czy zależy mu tylko i wyłącznie na seksie?
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że Pujol chce zaopiekować się Paulą bo w jego życiu kiedyś wydarzyło sie coś złego żałuje. Paula mu o tym jakby przypomniała i on obrał to jako zadość uczynienie za tamten czas. Nie wiem może się mylę ale taki mi przyszło na myśl. Po za tym to jest takie słodkie bo przecież ile oni się znają 24 godziny a z boku można by było powiedzieć że za nimi już lata znajomości
OdpowiedzUsuńKocham Pierra, kocham Pierra. Mimo że on coś knuje, to ja go tu uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak przeczytałam prolog na tym blogu i byłam zszokowana tą wymowną odpowiedzią, że Paula idzie na spotkanie ze Śmiercią. No i rzeczywiście poszła, tylko, że coś jej nie wyszło. I całe szczęście, że Pierre się jakoś znalazł na tym dachu! To co ich łączy jest wyjątkowe. Musi tak być, w końcu on uratował Pauli życie. I mam wrażenie, że w jakiś sposób mu na niej zależy. Ciekawa jestem kiedy w końcu odsłonią przed sobą swoje tajemnice, bo ewidentnie widać, że oboje mają problemy. Choć zastanawiam się też, czy każde ich spotkanie będzie się kończyć w łóżku :P
OdpowiedzUsuń